Sieć kolejowa na Jawie, w porównaniu do innych regionów Azji Południowo-Wschodniej, jest całkiem dobrze rozbudowana. Łączy ona ze sobą wszystkie najważniejsze miasta na wyspie. Z kolei na Sumatrze obsługiwana jest wyłącznie jedna linia pomiędzy Bandar Lampug i Palembang. Są to największe sumatrzańskie miasta na południu, ośrodki administracyjne dwóch południowych prowincji na wyspie. Rozkłady jazdy można sprawdzać w Internecie na stronie głównej przewoźnika. Jest tam też informacja o cenach za bilety.
Klasy pociągów dzielą się na trzy kategorie. Najdroższa i najbardziej luksusowa jest klasa „Eksecutif”. Druga w kolejności pod względem ceny i komfortu jest klasa „Bisnis”. Najtańsza i najbardziej atrakcyjna z punktu widzenia doświadczeń lokalnego życia jest klasa „Ekonomi”. W dużych miastach są osobne dworce kolejowe dla pociągów najtańszej klasy i osobne dla droższych. Nie mamy pojęcia jak dokładnie wygląda i przebiega podróż w tych drugich, ponieważ wszystkie odcinki naszej indonezyjskiej trasy kolejowej pokonaliśmy wyłącznie siedząc z tłumami Indonezyjczyków w klasie „najfajniejszej”. Szczerze więc powiedziawszy, tytuł niniejszego wpisu powinien brzmieć: „Podróżowanie pociągami na Jawie i Sumatrze w klasie Ekonomi”.
Podróże kolejowe w Indonezji to prawdziwa egzotyka. Egzotyka, która zaskakuje. Polak wchodzący do wagonu najniższej klasy może przeżyć niemały szok. W porównaniu do najtańszych pociągów w naszym kraju, indonezyjska kolej jest o wiele bardziej... Zadbana? Nowoczesna? Komfortowa? W każdym bądź razie, na tle naszych polskich zasobów, indonezyjska klasa „Ekonomi” wypada bardzo korzystnie i pozytywnie nas zaskoczyła. Pokonaliśmy w niej łącznie ponad 1300 kilometrów na trzech odcinkach - z Probolinggo do Yogyakarty, z Yogyakarty do Bandung oraz z Bandar Lampung do Palembang. Pociągi na Jawie i Sumatrze niczym się specjalnie od siebie nie odróżniają. Jeżdżą podobne składy, mają te same klasy i to samo się w nich dzieje. No może na Sumatrze biały obcokrajowiec jest trochę większą atrakcją niż na Jawie. Miejscowi co chwilę zagadywali mnie: „Speak Indonesia?” („Mówić Indonezja?”). Poza tym w pociągu na szóstej co do wielkości wyspie świata widzieliśmy trochę więcej służby ochrony. Jeden z funkcjonariuszy, który znał angielski, chyba szczególnie bardzo upodobał sobie zwracać mi uwagę. No jak to? Nie można się wychylać podczas jazdy przez otwarte drzwi?
Bardzo interesującym zjawiskiem w indonezyjskich pociągach jest toczące się w nich życie. Zresztą, jak mogłoby nie być ciekawie, skoro podróżuje nimi olbrzyma masa ludzi? Na korytarzach nie ma jednak ogromnego tłoku i ścisku, ponieważ każdy bilet ma przypisaną miejscówkę, a po wykupieniu wszystkich wolnych miejsc, bilety na pociąg nie są już po prostu dalej sprzedawane. Jadący pociąg wielokrotnie przypomina wielki hałaśliwy jarmark. Na każdej stacji rotacyjnie wysiadają i wsiadają kolejni sprzedawcy. Obserwując, jak przedzierają się przez wagony i zachęcają do skorzystania ze swojej oferty, można poczuć się jak na wielkim lokalnym bazarze. Na korytarzach aż tworzyły się ludzkie zatory.
Co zatem na tym wielkim pędzącym bazarze można kupić? Nie pomylę się o dużo, jak napiszę, że wszystko! Do wyboru jest szeroka gama specjałów indonezyjskiej kuchni – od prostych przekąsek po dania główne z mięsem, zawinięte w liście bananowca. Ponadto oczywiście dania instant, orzeszki, chrupki, owoce, jajka i wiele innych. A co do picia? Tutaj wybór też jest spory. Napoje gazowane, soki, woda butelkowana, no i jak zwykle kawa i herbata. Do dzisiaj dzwoni mi w uszach monotonna piosenka jednej ze sprzedawczyń: „Kopi PopMie, kopi susu” (a w zasadzie: „ko-pi pop-mi, ko-pi su-su).
W indonezyjskich pociągach zaskoczył nas sposób sprzedawania znacznej części produktów. Sprzedawcy idąc przez wagon kładą je na ludzi – na uda, na ręce, na kolana. Pasażerowie mają wówczas chwilę czasu żeby obejrzeć towar z bliska, podotykać go, powąchać i w głównym założeniu przekonać się do zakupu. Śmiesznie wyglądają ludzie, którzy nie ruszają się, a są obłożeni dziwnymi towarami. Następnie sprzedawca przechodzi korytarzem drugi raz i zabiera ludziom z ud, z rąk i z kolan swoje przedmioty. A jak ktoś chce coś kupić, zgłasza taką chęć. Dlaczego w Polsce by to nie przeszło?
Pociągowy korytarz to także główne miejsca zarabiania na chleb (na chleb? Przecież to Azja! Na ryż! Na ryż powinno się mówić) dla wielu jeszcze innych ludzi, nie tylko sprzedawców jedzenia, picia i dupereli. Na wielu stacjach wsiadają grupki grajków, którzy „umilają” ludziom czas tworząc czasem muzykę, a czasem coś na jej kształt. Widzieliśmy poza tym śpiewaków niewidomych. Często w indonezyjskich pociągach spotyka się ludzi, którzy sprzątają podłogę – zamiatają i zbierają śmieci. W zamian za swoje usługi otrzymują drobniaki od pasażerów. Dziwnym trafem kolejowa obsługa sprzątająca zazwyczaj bierze się do roboty dopiero chwilę po przejściu takiego dobrowolnego sprzątacza. A może to tylko zbieg okoliczności?
Tak naprawdę nie można słowami opisać tego, co się w tych pociągach działo - jak kolorowo, gwarnie i tłoczno tam było. Myślę, że poniższy film, który nakręciłem podczas podróży, oddaje to lepiej:
Na zakończenie przytoczę pewną zabawną sytuację z podróży indonezyjską koleją. Stałem sobie przy otwartych drzwiach wagonu. Pociąg akurat toczył się powoli. Zbliżał się przejazd kolejowy. Za rogatkami stał spory tłum oczekujących na przejazd ludzi na motorach. Gdy przejeżdżaliśmy powolnie przez przejazd, ktoś z oczekujących pomachał do mnie ręką. Natychmiast odpowiedziałem tym samym gestem. I nagle w tym momencie, w odpowiedzi na moje pozdrowienie, cały tłum ludzi na motorach z wielką radością zaczął do mnie machać.
Paweł