Gdy pierwszego dnia zobaczyliśmy oświetlone porannym słońcem szczyty masywu Cangshan, od razu wiedzieliśmy, że będziemy chcieli spróbować je zdobyć. No i rozpoczęły się schody (schody pod górę oczywiście). Zaczęliśmy od poszukiwania mapy z trasami szlaków górskich, jednak w całym miasteczku nie udało nam się takiej znaleźć. Zapytaliśmy Google, ale on też nie wiedział, ani gdzie jest wejście na szlak, ani jaką drogą pójść. Górskie wędrówki nie są tu zbyt popularne wśród indywidualnych turystów. W Internecie znaleźliśmy tylko jeden skan jakiejś narysowanej mapy.
Mając ze sobą tę słabo widoczną mapkę (bez skali, z narysowanym odręcznie przebiegiem ścieżek górskich) oraz strzępki informacji znalezione w Internecie wystartowaliśmy około godziny 6 rano. Przez trzy godziny szukaliśmy wejścia na szlak. W końcu udało nam się znaleźć właściwą drogę. Stwierdziliśmy jednak z żalem, że jest już za późno, żeby wyruszać w góry. Baliśmy się, że skoro aż tyle czasu zajęło nam znalezienie szlaku, to potem może być już tylko gorzej. Woleliśmy nie ryzykować. Góry Cangshan okazały się dla nas niemożliwe do zdobycia.
Zawiedzeni wróciliśmy do miasteczka. Czuliśmy niedosyt i rozczarowanie, ale tłumaczyliśmy sobie, że naprawdę nie dalibyśmy rady wejść i zejść w ciągu jednego dnia, a na kilkudniowy trekking nie byliśmy odpowiednio przygotowani. Na pocieszenie, góry pozwoliły nam się podziwiać z dołu. Zanim popołudniowe chmury przysłoniły szczyty, podziwialiśmy Cangshan siedząc w hamaku na dachu, ponad budynkami miasteczka.
W tym samym czasie, w dole u podnóży szczytów, życie okolicznych wiosek toczyło się własnym torem. Chcieliśmy przyjrzeć się temu z bliska, dlatego inne dni poświeciliśmy na eksplorację okolicznych terenów. Postanowiliśmy wypożyczyć rowery i wyjechać po prostu przed siebie, kilka kilometrów za miasto. Wioski położone nad jeziorem Erhai są łudząco do siebie podobne. W każdej stoją białe domy, z chińskimi malowidłami na murach. W wioskach było pusto i cicho, a życie toczyło się w ich okolicach: na polach uprawnych, w sadach, nad jeziorem przy połowie ryb. Klika ciekawych ujęć uchwycił Paweł, fotograf naszej wycieczki. Poniżej miasteczko Dali i jego okolice w naszym obiektywie, a w tle, w oddali szczyty niezdobyte…
Magda