Samodzielna długoterminowa podróż od dawna była naszym wspólnym marzeniem. Jesteśmy osobami, które nie tylko marzą, ale także starają się urzeczywistniać swoje marzenia, dlatego zaraz po skończeniu studiów rzuciliśmy wszystko, w tym ciekawe stanowiska, na których byliśmy zatrudnieni, postawiliśmy na głowie nasze dotychczasowe życie i wyruszyliśmy w drogę. Znajomi i rodzina nie mogli się nadziwić, wielu mówiło nam, że jesteśmy szaleni. Wiemy, że decyzja była odważna, nietypowa, przełamująca pewne standardy postępowania, ale tego właśnie chcieliśmy w swoim życiu najbardziej - wyjechać w długą podróż. Wybraliśmy kraje Azji Południowo-Wschodniej, ponieważ są one całkiem bezpieczne i bardzo przyjazne obcokrajowcom. Te dwa czynniki odegrały kluczową rolę przy wyborze kierunku naszej podróży, tym bardziej, że była to dla nas pierwsza w życiu tak długa i daleka wyprawa. Oczywiście duże znaczenie miała też chęć poznania odmiennych i egzotycznych kultur. Azja nas zafascynowała i zachwyciła.
Zwiedziliście spory kawałek kontynentu azjatyckiego: Rosję, Chiny, Indie, Tajlandię, Malezję, Wietnam, Indonezję, Kambodżę, Laos, Sułtanat Brunei, Birmę a nawet Singapur. Jak przygotować się do takiej podróży? Ile w sumie trwała wasza wyprawa?
Nasza podróż trwała nieprzerwanie ponad rok, dokładnie czternaście i pół miesiąca. Rozpoczęła się 2 października 2012 roku wyjazdem z Poznania do Wilna, a zakończyła 17 grudnia 2013 przyjazdem z lotniska w Berlinie. Przez pierwsze ponad pół roku podróżowaliśmy wyłącznie po lądzie. Nie korzystając więc z żadnego samolotu, udało nam się zajechać z Poznania na sam skrawek Półwyspu Malajskiego, do Singapuru. Przed podróżą nie wiedzieliśmy jak długo będzie ona trwała. Myśleliśmy, że może dziewięć miesięcy, a może rok. Oczywiście nie byliśmy w stanie zaplanować w szczegółach tak długiej wyprawy. Przed wyruszeniem mieliśmy w głowie tylko mniej więcej zarys trasy, jaką chcemy podążać, jakie kraje po kolei odwiedzić, ale też nie do końca. Nasze plany kończyły się na Malezji, a co miało być później, postanowiliśmy zadecydować już w podróży. Ostatecznie polecieliśmy na wyspę Borneo, potem do Indonezji, a wszystkie dalsze plany układaliśmy na bieżąco w Azji. Przygotowując się do kilkunastomiesięcznej wyprawy trzeba zadbać o wiele szczegółów, o jakich w przypadku urlopu, podróży służbowej czy wakacji człowiek po prostu nie myśli. Przepisy wizowe, szczepienia, konto w banku, z którego można wypłacać środki w każdym zakątku świata, wynajęcie mieszkania, załatwienie formalności w Urzędzie Skarbowym, przygotowanie się do rozliczenia PITów przez Internet, sprawdzenie ważności paszportów i kart bankomatowych, przygotowanie się do innych uwarunkowań kulturowych czy religijnych oraz cały szereg innych rzeczy. Przygotowanie się do długoterminowej podróży nie jest sprawą łatwą, prostą i przyjemną, ale z drugiej strony nie jest to koniec świata. Można wyjechać bez żadnego przygotowania i też przeżyć.
Bardzo trudne pytanie, ponieważ w każdym kraju podróżowanie koleją było źródłem wielu fantastycznych przeżyć i zwrotów akcji, które dosyć szeroko opisywaliśmy na naszym blogu. Mając jednak za zadanie wskazać trzy niezwykłe doświadczenia to zaczęlibyśmy od przygody, która wydarzyła się na Borneo. Pociąg, którym jechaliśmy przez tropikalną dżunglę, przedwcześnie zakończył swój bieg. Nie chcieliśmy jednak rezygnować z dotarcia do naszego celu, więc skorzystaliśmy z możliwości dalszej jazdy wagonikiem technicznym pracowników kolei. Nie pomyśleliśmy nawet, że skończy się to dla nas utknięciem na dobre w środku lasu równikowego. Z pomocą przyszła nam wówczas rodzina mieszkająca w drewnianym domu w środku dżungli. Przygarnęła nas w gościnę, przygotowała dla nas jedzenie, a później pomogła nam się stamtąd wydostać. Całą historię w szczegółach opisaliśmy na naszym blogu, we wpisie „Stacja Dżungla”. Inna ciekawa historia wydarzyła się w Birmie. Podczas jazdy pociągiem, część wagonów nagle się odczepiła i zaczęła „dryfować” za uciekającą resztą składu. Pociąg miał przymusowy postój techniczny, a my nie mogliśmy wyjść z podziwu dla pomysłowości Birmańczyków, którzy odczepione wagony postanowili związać… drutami. Na naszym blogu można obejrzeć filmik z tej przezabawnej sytuacji. Kolejne fantastyczne przeżycie kolejowe wydarzyło się w Kambodży, kiedy to mieliśmy okazję jechać „pociągiem bambusowym”. Po więcej szczegółów na ten temat odsyłamy na naszego bloga. OK, wymieniliśmy już trzy niezwykłe doświadczenia. Ale tak naprawdę moglibyśmy ich wymienić znacznie więcej.
Jak podróżuje się autostopem po Azji? Czy w ogóle istnieje tam taka forma podróżowania? Jak odbierali was miejscowi?
Autostop w Azji to fenomen, któremu poświęciliśmy na naszym blogu cały odrębny wpis. Dosyć obszerny zresztą. Autostopem podróżuje się i trudno i łatwo jednocześnie. I to w dodatku w zależności od kraju. Mieszkańcy Azji Południowo-Wschodniej kompletnie nie znajdą idei autostopu, co jednak nie przekreśla możliwości korzystania z tej formy transportu, ponieważ ludzie tam są niezwykle chętni do niesienia pomocy. No i cóż… machający ręką na skraju drogi obcokrajowiec zdecydowanie kwalifikuje się do miana potencjalnie potrzebującego pomocy. Często więc zatrzymywał się dla nas nawet pierwszy pojazd. Rzadko kiedy czekaliśmy dłużej niż 10-20 minut, a łącznie „na stopa” podróżowaliśmy ponad stu różnymi pojazdami. Czasem była to klimatyzowana osobówka, czasem warcząca ciężarówka, a czasem bagażnik pick-upa. Szczególnie ten bagażnik dostarczał niezapomnianych wrażeń, gdy pędziliśmy ponad setkę na krętej autostradzie. Problem, który często się pojawiał, jest taki, że kierowcy chcieli nas wywieźć na najbliższy dworzec autobusowy albo na postój taksówek, czasem zatrzymywały się samochody wypełnione ludźmi po brzegi, a kierowcy pytali jak nam pomóc. Zawsze jednak byliśmy pozytywnie odbierani, a ludzie podchodzili do nas z olbrzymią dawką życzliwości. Byliśmy dla nich niemal od razu jak przyjaciele. Często wspólna podróż kończyła się zaproszeniem nas na wspólny posiłek, a raz nawet zaproszeniem do domu na noc w stolicy Sułtanatu Brunei. Przemiłe hinduskie małżeństwo uratowało nam wtedy skórę. Taka już jest kultura ludzi w tej części świata. Autostop, podobnie jak kolej, był źródłem wielu wspaniałych przygód i zwrotów akcji.
Trudno wskazać jedna potrawę, która zasmakowała nam najbardziej. Bardziej skłonni jesteśmy wskazać kuchnię jakiegoś kraju jako całość i pod tym względem najbardziej oczarowała nas Malezja. Kuchnia tego kraju jest niesamowicie bogata i zróżnicowana, dzięki niezwykłej mieszance wielu różnorodnych wpływów kulinarnych – głównie kultury malajskiej, chińskiej i indyjskiej, ale także tajskiej i indonezyjskiej. Niemal każdy dzień spędzony w tym kraju był rozkoszą dla podniebienia. Nasze ulubione potrawy w Malezji to Nasi Lemak, Mee Curry w modyfikacji chińskiej, Roti Canai oraz Laksa Sarawak. Zaraz na drugim miejscu po Malezji będą Indie, które słyną z bogactwa przypraw i smaków. Niestety, poziom higieny w tym kraju jest tak koszmarny, że każdy posiłek, nawet w najlepszej restauracji, grozi żołądkowo-jelitowymi nieprzyjemnościami. Nie możemy w tym miejscu nie wspomnieć o uwielbianej przez nas wietnamskiej kawie. Staliśmy się jej wielkimi miłośnikami. Takiego smaku kawy nie ma nigdzie indziej na świecie. Wietnamską kawę piliśmy w Wietnamie codziennie i był to ważny ceremoniał każdego dnia. Podawana z lodem i mlekiem kondensowanym ma po prostu nieziemski karmelowo-czekoladowy smak. Parzy się ją przez specjalne filtry. Cztery paczki najlepszego gatunku przywieźliśmy ze sobą do Polski. Naszymi innymi ulubionymi napojami były także sok z trzciny cukrowej, woda z kokosa i malezyjska herbata o nazwie Teh Tarik. Na pewno największym zaskoczeniem kulinarnym była głowa ryby. W Azji podaje się całe ryby, z głowami i oczami i w dodatku stanowią one największy przysmak. Można nawet po prostu zamówić samą rybią głowę i będzie to całkiem kosztowne. Chyba najgorszą rzeczą, jaką było nam dane spróbować, było coś w kształcie świnki morskiej, którą kupił nam pewien sympatyczny pasażer w chińskim pociągu. Było to obślizgłe, galaretowate i miało pyszczek. Inną potrawą nie do zjedzenia, choć już z innego powodu, była zupa z chili, którą przypadkowo kupiliśmy we wiosce w Laosie. Była tak ekstremalnie ostra, że po prostu nie mogliśmy powstrzymać łez.
Rzeczywiście, w Azji można przeżyć wiele toaletowych szoków kulturowych, którym również poświęciliśmy na blogu cały osobny artykuł. Chyba największym szokiem dla nas był brak papieru toaletowego. W wielu krajach Azji większość społeczeństwa go po prostu nie używa. Technika dbania o higienę intymną po wysiłku fizjologicznym jest zupełnie inna. „Własnoręczna”, jeśli możemy użyć takiego określenia. Poza tym np. w Chinach toalety publiczne są naprawdę publiczne, tzn. nie ma przegród między ubikacjami, więc wszyscy załatwiający się, mogą nawzajem podziwiać swoje dokonania. Początkowo zaskoczeniem była też dla nas forma toalet. W krajach, które odwiedziliśmy, dominują ubikacje kucane. OK, to może przejdźmy już do kolejnego pytania…
Jakie były wasze doświadczenia związane z praktykami religijnymi mieszkańców odwiedzanych przez was krajów? Na blogu bardzo ciekawie opisujecie swoją przygodę z Ramadanem.
Początek Ramadanu przeżywaliśmy na wsi w największym muzułmańskim kraju świata, czyli w Indonezji. Było naprawdę ciężko, ponieważ przez cały dzień sklepy z jedzeniem i piciem były po prostu pozamykane, a jak udało nam się znaleźć jakąś otwartą jadłodajnię, to nikt nie chciał nas obsłużyć. Pracownicy przygotowywali się na pracowity wieczór. Znacznie przyjemniej było świętować zakończenie Ramadanu w muzułmańskiej rodzinie. Jest to czas obfitego świętowania i wzajemnych odwiedzin, więc jedzenia było aż nadto. Nasza podróż dała nam wspaniałą możliwość bliższego poznania i przeżywania wielu odmiennych religii, prawosławia w Rosji, islamu w Indonezji i Malezji, buddyzmu w Tajlandii, Kambodży, Laosie i Birmie, czy hinduizmu w Indiach. W każdym z tych krajów istnieją też oczywiście mniejszości chrześcijańskie. Społeczności katolickie, które odwiedzaliśmy, bardzo ciepło nas przyjmowały. Jan Paweł II jest osobą, która w tych społecznościach kojarzy się z Polską.
Gościnność Azjatów jest wręcz fantastyczna. Fenomenalna bez względu na religię, choć chyba jednak z lekką przewagą na korzyść muzułmanów. Co tu dużo mówić – gościnność w Azji nie zna granic. Zdarzało się, że obcy ludzie zapraszali na do siebie do domów, dawali nam jedzenie, pomagali, a czasem nawet stawali się naszymi przyjaciółmi.
Dziękuję bardzo za poświęcony czas.