Czarnogóra, część 2: Dookoła Zatoki Kotorskiej
Autostop w Czarnogórze działa znakomicie. Ludzie znają tą ideę, doskonale rozumieją o co chodzi i są chętni do pomocy. Zwykle na życzliwego kierowcę nie czekaliśmy dłużej niż 10-20 minut. Zdarzyły się oczywiście ze dwa-trzy wyjątki od tej reguły, ale nie wpłynęły one na nasze ogólne wrażenie. Podwozili nas nie tylko Czarnogórcy i Serbowie, ale także mieszkający tam na stałe obcokrajowcy oraz będący na wakacjach turyści. Nie zdarzył nam się żaden przykry autostopowy incydent, a nawet wręcz przeciwnie - każdy przejazd wniósł coś wartościowego do naszej czarnogórskiej przygody.
Podczas jazdy z Belgami zatrzymaliśmy się na „foto-stop”. To kolejna zaleta autostopu – zawsze można poprosić o postój na zrobienie zdjęcia. Trudno było przejechać koło takich widoków, nie zapisując ich w pamięci aparatu cyfrowego oraz swojej własnej…
Wyjątkiem potwierdzającym regułę, była młoda sympatyczna Czarnogóra Milena, która dzięki komunikatywnej znajomości języka angielskiego mogła z nami swobodnie porozmawiać. Interakcja z lokalnymi mieszkańcami to coś, co w podróży cenimy najbardziej, dlatego wspólna przejażdżka i rozmowa z Mileną były dla nas bardzo interesującym i wartościowym doświadczeniem. Widziała jak wysiadamy z samochodu pana w kapeluszu w miejscu „nigdzie” i zatrzymała się od razu, jak tylko wyciągnęliśmy rękę w jej kierunku. Jechała wówczas do pracy w miejscowości Ivanova Korita, która stanowi dobrą bazę wypadową do wędrówek w góry, ale podwiozła nas jeszcze kawałek dalej. Zaproponowała również, że gdybyśmy mieli problem ze znalezieniem transportu w drugą stronę, to chętnie po pracy nas zabierze. No i jak tu nie uwielbiać takich ludzi?
Do nowej części miasta wracaliśmy już zdezelowanym Mercedesem - razem z tęgim mężczyzną bez koszulki i z jego palącą papierosa żoną. To także było całkiem pozytywne doświadczenie. Za wiele z nimi nie pogadaliśmy, ale urzekło nas to, że właśnie zwykli, niezamożni ludzie są tak chętni do pomagania obcym. Dojechaliśmy z nimi do centrum Baru i już pieszo udaliśmy się na drogę wylotową w stronę Budvy. Tam na okazję czekaliśmy dosyć długo, upał był do tego niemiłosierny i miejscówka chyba nienajlepsza. Ostatecznie całą drogę pokonaliśmy na raty. Więcej o naszym powrocie na stopa z Baru do Budvy napisałem w pierwszym wpisie o Czarnogórze.
Z kierowcą ciężarówki za wiele nie pogadaliśmy. Po pierwsze ze względu na barierę językową, po drugie… ponieważ chyba nie był zbyt rozmowny. Pogrążony głęboko w swoich myślach, palił papierosa za papierosem. W pewnym momencie w trakcie jazdy zjechał na pobocze i się zatrzymał. W okolicy nie było nic. Podczas podróży autostopowych nasza czujność funkcjonuje na zwiększonych obrotach. Nieoczekiwany postój na odludziu zawsze jest momentem, w którym adrenalina trochę się podnosi, a wyobraźnia zaczyna kreować niestworzone wizje. Może czeka tu na nas jakaś szajka zbójców, może ktoś planuje nas porwać, zabić, może ktoś ma jakieś inne niecne zamiary, a kierowca jest w to zamieszany. Zresztą… awaria samochodu w takim miejscu to ostatecznie także nic przyjemnego.
Zawsze okazuje się jednak, że nasza wyobraźnia myliła się przeogromnie, a w głębi duszy jest nam strasznie głupio, że tak źle oceniliśmy zamiary człowieka, który w swojej dobroci pomaga nam w transporcie. Jak wspomniałem, jechaliśmy bardzo powoli krętymi górskimi drogami. Dla innych kierowców stanowiliśmy typową „zawalidrogę”, której w dodatku ni w ząb nie da się wyprzedzić. Utworzył się więc za nami bardzo długi sznurek samochodów. Na bałkańskich drogach widać panują bardziej życzliwe zasady – nie jestem „ja, król, jadę wolno, to wy też”. Kierowca naszej ciężarówki zatrzymał się na poboczu tylko po to, żeby przepuścić kilkanaście-kilkadziesiąt innych pojazdów, które kotłowały się z na nami. Ruszył dalej, gdy było już wolne. Wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce? Szacunek Panie i Panowie, szacunek.
Paweł
Czarnogóra, część 1: Skarbiec możliwości, bogactwo wrażeń
Czarnogóra, część 2: Dookoła Zatoki Kotorskiej
Podróże autostopowe w krajach Azji Południowo-Wschodniej