Sylwestra spędziliśmy w największym mieście Wietnamu – Ho Chi Minh City. Tak naprawdę świętowanie zaczęliśmy jeszcze wcześniej. Zanim dotarliśmy do HCMC (tak w skrócie określa się Ho Chi Minh City) spędziliśmy kilka dni w mieście Vung Tau, gdzie zostaliśmy zaproszeni na przednoworoczną imprezę. Co ciekawe, zabawa odbywała się na dachu domu. W Wietnamie dachy są dość popularnym miejscem spędzania czasu. Impreza rozpoczęła się od rozpalenia grilla. Siedzieliśmy wokół jedzenia ułożonego na matach. Mieliśmy okazję spróbować takich smakołyków jak grillowane klopsiki zawinięte w liście, sajgonki czy bananowe whisky.
Vung Tau to średniej wielkości miasto przemysłowo – turystyczne. Jest położone na małym półwyspie, wcinając się z trzech stron w morze. Mieliśmy tutaj znów okazję poczuć wietnamski wiatr we włosach wiejący od morza, jadąc na motorach. Wraz z naszymi znajomymi zjeździliśmy Vung Tau wzdłuż i wszerz. Jadąc przy wybrzeżu można podziwiać piękne widoki. Po jednej stronie są góry, a po drugiej ocean. A na jednym ze wzniesień, znajduje się 32 metrowy posąg Jezusa Chrystusa, o wysokości porównywalnej do sławnego Chrystusa w Rio de Janeiro.
Dwa dni przed Sylwestrem przyjechaliśmy do Ho Chi Minh City (przed rokiem 1975 miasto nazywało się Sajgon). HCMC jest zupełnie inne niż wszystkie miejscowości, które dotychczas widzieliśmy w Wietnamie. Mnóstwo motorynek, wąskie uliczki i ogólny chaos - to standard, ale poza tym HCMC to także wysokie wieżowce, nowoczesne centra handlowe i biznesowe. Zaobserwowaliśmy też, że miasto ma bardziej „amerykański” klimat, ludzie są mniej konserwatywni niż na północy Wietnamu. Widać to chociażby po sposobie ubierania się czy nocnym życiu miasta.
Nasza zabawa sylwestrowa od początku do końca odbywała się na ulicy, przed domem naszej znajomej. Oprócz nas bawiła się jej rodzina, przyjaciele i para z Argentyny. Wzdłuż całej uliczki rozłożyliśmy plastikowe stoliki, na których wyłożyliśmy jedzenie. Były grillowane krewetki, małże z orzechami i inne smakołyki. To był nasz pierwszy Sylwester w życiu, gdy nie widzieliśmy fajerwerków, gdyż świętowaliśmy w dystrykcie położonym daleko od centrum miasta. Byliśmy jedyną grupą w okolicy, która bawiła się. Większość sąsiadów szła spać o wczesnej porze. Jak się dowiedzieliśmy dla wielu Wietnamczyków Nowy Rok, który obchodzony jest przez kraje kultury zachodniej, to dzień jak co dzień. Można go porównać do Walentynek czy Halloween w Polsce - większość ludzi wie, kiedy wypadają, ale to nie ich tradycja. Najważniejszym świętem dla każdego Wietnamczyka jest Tet– wietnamski Nowy Rok. Według kalendarza księżycowego zwykle przypada on na koniec stycznia albo początek lutego. Pierwszy dzień świąt Wietnamczycy spędzają z rodziną, a w następnych dniach odwiedzają przyjaciół.
A my żegnając stary rok pożegnaliśmy również Wietnam. Ho Chi Minh było ostatnim miastem w tym kraju, które odwiedziliśmy. Nasz Nowy Rok mimo, że bez tak caharakterystycznych dla tego święta fajerwerków na niebie, zapamiętamy naprawdę wystrzałowo.
Magda