Po nocy spędzonej w jednym pociągu i przedpołudniu w kolejnym, dojechaliśmy do Agry. Jest to bezsprzecznie najbardziej turystyczne miejsce na mapie Indii. Mając wiele doświadczeń z innych miejsc z rozszarpującymi nas kierowcami tuk-tuków, rikszarzami, naganiaczami sklepowymi i tymi zaciągającymi do hoteli, byliśmy przygotowani na najgorsze. Czekając na prawdziwy pogrom, wymyśliliśmy nawet, że wychodząc ze stacji, nakręcimy filmik osaczającym nas hinduskim bestiom. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy apokalipsa jednak nie nadeszła. Po drodze zaledwie kilku kierowców tuk-tuków i kilku rikszarzy męczyło nas, czy nie chcemy podwózki. No cóż... może to dlatego, że nie wysiedliśmy na głównej stacji kolejowej.
Agra nie różni się niczym od typowego indyjskiego dużego miasta. Oznacza to, że stałymi elementami krajobrazu są wszechobecne, leżące gdzie popadnie góry śmieci. Idąc przez miasto trzeba cały czas uważać na pędzące samochody i autoriksze, które nie zwracają uwagi na idących poboczem pieszych. Standardowo, nie mogłoby zabraknąć szwendających się bezpańskich psów oraz krów z ich odchodami, znacznie utrudniającymi swobodne chodzenie po ulicach. Ogólnie jest brudno, hałaśliwie i śmierdzi.
Pośrodku chaosu miasta, otoczony z trzech stron murami, a z jednej rzeką, stoi majestatyczny Tadż Mahal. Przechodząc przez bramę, weszliśmy do zupełnie innego świata, odległego od ruchliwego miasta, które zostało na zewnątrz. Spotykaliśmy się z wieloma opiniami osób, których Tadż Mahal zawiódł. Moim zdaniem wszystko zależy od nastawienia. Spodziewaliśmy się, że będzie bardzo tłoczno, dlatego spróbowaliśmy wyłączyć się na tłumy i nie zwracać uwagi na to, że nie jesteśmy (jak jest to przedstawiane na wyretuszowanych fotografiach) w obiekcie sami. Na mnie największe wrażenie zrobił ogrom mauzoleum. Nie spodziewałam się, że będzie on tak monumentalny. Idąc powoli wzdłuż kanału wodnego, Tadż Mahal przybliżał się i przybliżał. Gdy byliśmy tuż pod nim, był naprawdę ogromny. Wreszcie mogliśmy zobaczyć jego ostry kontur, ponieważ o tej porze roku (grudzień) z dalszych odległości widok jest permanentnie zamglony.
W ogrodzie wokół mauzoleum było tłoczno. Jednak największe tłumy skupiały się na frontowej stronie, aby uchwycić „ten najpiękniejszy” kadr razem z kanałem wodnym. Ludzie fotografowali się w różnych pozycjach: siedząc, leżąc, uśmiechając się lub robiąc głupie miny, a nawet skacząc. Gdy zobaczyliśmy, że w pierwszym kanale woda była wyschnięta i uciął tam sobie drzemkę bezpański pies, od razu pomyśleliśmy, że Indie są jednak wszędzie takie same, nawet w takim miejscu. Tłumy zwiedzających to prawie sami Hindusi. Obcokrajowcy ginęli w tłumie turystów krajowych.
Wszyscy turyści wchodzili do środka tylko na chwilę, aby zobaczyć grobowiec wewnątrz. Tak jak w ogrodzie można znaleźć niezatłoczone miejsca, tak wewnątrz jest bardzo tłoczno przez cały czas. Przechodzi się wąskim korytarzem dookoła krypty, idąc w długiej kolejce. Pracownicy gwizdkami poganiają maszerujący tłum. Misterne kwiatowe motywy na ścianach wewnątrz są naprawdę piękne. W białym marmurze wykonane są wgłębienia, w które włożono odpowiednio przycięte dekoracje z innych kamieni.
Przed wyjściem z kompleksu, usiedliśmy jeszcze na chwilę na murku, aby nasycić oczy widokiem. Ostatnie spojrzenie na Tadż Mahal. Konfrontacja rzeczywistości z wyobrażeniami na zawsze zmieniła mój obraz najsławniejszego obiektu Indii.
Magda