Na początek ponownego zetknięcia się z państwem, do którego kilka miesięcy wcześniej dotarliśmy z Polski drogą lądową, wybraliśmy Melakę. Po przygodach na Borneo, Jawie i Sumatrze przeprawa na ten sam ląd, na którym leży nasz kraj, zajęła nam niecałe trzy godziny. Cieśninę Malakka przepłynęliśmy na pokładzie małego statku pasażerskiego. Melakę wielu Malezyjczyków gorąco nam polecało. Spodziewaliśmy się więc, że będzie to turystyczne mega-centrum z kategorii tych, których w naszej podróży zwykliśmy raczej unikać, ale z drugiej strony właśnie do tego miejsca były najszybsze i najtańsze połączenia morskie z indonezyjskiego miasta Dumai. Nie mając zatem zbyt szerokiego wachlarza opcji do wyboru, dopłynęliśmy do najważniejszego historycznego miasta w kraju, które jest obecne na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
To właśnie w Melace zaczęły kształtować się jakiekolwiek pierwsze formy państwowości na terytorium dzisiejszej Malezji. W XV przywędrowali na ten obszar muzułmanie z Sumatry i założyli sułtanat. Kultura islamska i kultura rdzennych malajskich osadników zaczęły się wówczas wzajemnie przenikać. Na początku XVI wieku Melakę podbili przybysze z Portugalii i założyli tam swoją kolonię. Co prawda nie dotarliśmy tam, ale w mieście do dziś istnieje mała portugalska osada, w której można spotkać potomków dawnych zdobywców. Po 130 latach portugalskich rządów, Melakę siłą przejęli Holendrzy. Priorytetem w ich administracji była jednak dzisiejsza Dżakarta, więc port w Melace stracił nieco na swoim znaczeniu handlowym. Po kolejnych ponad 180 latach holenderskiej dominacji Melaka przeszła pod władanie Wielkiej Brytanii. Tym razem odbyło się to na drodze dyplomatycznych negocjacji pomiędzy dwoma kolonizującymi te rejony mocarstwami. Brytyjczycy rządzili Melaką przez następne 130 lat z 4-letnią przerwą na okupację japońską podczas II Wojny Światowej. Stan Melaka od samego początku wchodzi w skład niepodległej Malezji, która na mapę polityczną świata zawitała dopiero w roku 1957.
Do Melaki trafiliśmy w najlepszym z naszego punktu widzenia możliwym okresie - w czasie trwania ramadanu. Z jednej strony jest to czas, w którym muzułmanie niemal całkowicie rezygnują z podróżowania, więc turyści krajowi (znacznie z pewnością dominujący w innych okresach) nie byli specjalnie widoczni, a z drugiej strony nie było problemu ze znalezieniem jedzenia, ponieważ przedstawiciele licznej chińskiej społeczności oraz Hindusi nie zamykali w ciągu dnia swoich jadłodajni. Mogliśmy odetchnąć z ulgą po indonezyjskich „ramadanowych” niedogodnościach. Chińskie znaczki na budynkach zwiastowały nadejście lepszych czasów żywieniowych. Suche ciastka na śniadanie i chrupki z paczki na lunch mogliśmy zastąpić pełnowartościowym daniem – smażonymi nudlami, jakimś ryżem z dodatkami lub Roti Canai. Byliśmy stęsknieni za Nasi Lemak i szybko postanowiliśmy z tą tęsknotą się pożegnać.
Dla nas Melaka była stacją przesiadkową pomiędzy Indonezją, a innym malezyjskim miasteczkiem, do którego turyści nie docierają. Było to można stwierdzić chociażby po zdziwionych minach ludzi na nasz widok. Takie klimaty o wiele bardziej nam odpowiadają. Podczas spacerowania ulicami mogliśmy podglądać toczące się tam lokalne życie. Mieszkańcami są w większości Malezyjczycy pochodzenia chińskiego, więc ramadan był na mieście niemal niewyczuwalny. W Batu Pahat zatrzymaliśmy się na dłużej, ponieważ przyjechaliśmy tam na kolejny w naszej podróży program wolontariatu. O nim oraz o innych tego typu naszych przedsięwzięciach w Azji napiszemy kiedyś więcej.
Paweł