Oczywistą oczywistością jest, że podstawę naszego pożywienia w Malezji stanowi ryż. Bardzo często jadamy ryż trzy razy dziennie, a dwa to już na pewno. Popularnym śniadaniem, zwłaszcza wśród malajskiej części społeczeństwa, jest nasi lemak. Jedliśmy go kilkadziesiąt razy, ale najlepszy był ten, który przygotowaliśmy w domu wspólnie z naszą znajomą z Kuala Lumpur. Jest to ryż gotowany na mleku kokosowym, podany z ugotowanym na twardo jajkiem, małymi rybkami anchois, orzeszkami ziemnymi, plasterkami ogórka oraz pikantną pastę z cebuli i chili, nazywaną sambal.
Gdy czasem nasze żołądki krzyczą: "Proszę, tylko nie znowu ryż", miłą odmianą jest roti canai. Są one serwowane w prawie każdej indyjskiej jadłodajni. Ponoć w Indiach nie można znaleźć tego dania, ponieważ jest to specjał, który wykształcił się tylko w Malezji, wśród imigrantów z Indii. Obecnie zajadają się nim nie tylko Hindusi. Roti canai uwielbiają i Malajowie, i Chińczycy, i my także uwielbiamy. W dosłownym tłumaczeniu roti to chleb. Jak dla nas chleba to jednak nie przypomina. Powiedziałabym, że roti canai to raczej placki. Najlepsze są takie prosto z rozgrzanej patelni. Podaje się je z sosami curry. W ubogaconej wersji, w środku roti canai mogą kryć się cienkie plasterki cebuli, smażone jajko lub w wersji na słodko banany z kondensowanym mlekiem. Innym, podobnym trochę do roti canai, specjałem jest murtabak. Jego ciasto przypomina w smaku roti canai. Jednak w środku nadziewany jest mięsem z cebulą i czosnkiem, czasami dodatkiem jest marynowana na słodko cebula.
Magda