mpk poland
  • RELACJA
  • AZJA 2015
  • AZJA 2012 / 2013
  • MAŁE PODRÓŻE
  • GALERIA
  • O NAS
  • KONTAKT

Droga do Chin

29/5/2015

3 Comments

 
Picture
Jesteśmy w Chinach. Wróciliśmy do pierwszego odwiedzonego przez nas w życiu azjatyckiego kraju. Granicę przekroczyliśmy na południu prowincji Junnan, a naszym pierwszym przystankiem w Państwie Środka był Jinghong. Populacja tego miasta jest porównywalna do populacji Poznania, jednak jak na warunki chińskie jest to malutkie miasteczko, leżące gdzieś na dalekich południowych rubieżach kraju. Do Chin przyjechaliśmy autobusem prosto z Laosu... Ale może po kolei...
Picture
Tajlandia naprawdę dała nam popalić. I to dosłownie. Ekstremalnie wysokie temperatury, oscylujące w okolicach 40 stopni Celsjusza w cieniu, połączone z równie wysoką wilgotnością powietrza, sprawiają, że najgorętsze w całym roku miesiące w tym kraju, stają się po prostu nie do wytrzymania. Ciężko się podróżuje i poznaje lokalną kulturę, gdy najbardziej pożądanym momentem każdego dnia jest wejście do pomieszczenia z klimatyzacją. Ochota na cokolwiek innego wyparowuje już po kilkunastu minutach pobytu na zewnątrz. To tak, jakby wykonywać wszystkie swoje życiowe czynności w saunie. Człowiek wystarczy, że stoi, a już się poci. Wysoka wilgotność powietrza nie pozwala by pot odparował, słońce rozgrzewa ciało do czerwoności i tak oto będąc na dworze, człowiek czuje się jak na ruszcie z termoobiegiem.

Gdy więc nasz wolontariat w Pak Thong Chai dobiegł końca, wyruszyliśmy na północ, a potem jeszcze dalej na północ. W ucieczce przed koszmarnym upałem, nie tylko zmiana szerokości geograficznej miała znaczenie, ale także ukształtowanie terenu i zwiększenie wysokości nad poziomem morza. Odwrotnie niż w Polsce, w Tajlandii na południu jest morze, a na północy góry. Mieliśmy nadzieję, że wysoko w północnej Tajlandii sytuacja temperaturowa będzie trochę bardziej dla nas litościwa. No i może była... nieznacznie.

Pierwszym naszym przystankiem po opuszczeniu prowincji Nakhon Ratchasima było miasto Phitsanulok, zlokalizowane mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Bangkokiem, a północnymi granicami kraju. Toczyliśmy się tam cały dzień dwoma pociągami. Zatrzymaliśmy się głównie po to, by odpocząć jeden pełny dzień i naładować akumulatory przed kolejnym całym dniem w transporcie. Nie mieliśmy żadnych szczególnych oczekiwań wobec tego miejsca, tym bardziej, że w Phitsanulok byliśmy już dwa lata temu. Nie spodziewaliśmy się, że odwiedzone drugi raz to samo miejsce, tak bardzo nas zauroczy.

W Phitsanulok gościliśmy u tajsko-brytyjskiej rodzinki. Ona jest Tajką, on od kilkunastu lat mieszkającym w Tajlandii Anglikiem. No i jest jeszcze ich dwuletnia córeczka. Oprócz wspólnego lunchu nad rzeką, odwiedziliśmy razem miejscowe buddyjskie kompleksy świątynne. Była to dla nas możliwość zobaczenia takiej Tajlandii, jaką pamiętamy z naszych poprzednich wizyt w tym kraju, a jakiej nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć podczas tej podróży: złote posągi Buddy, misternie zdobione świątynie, majestatyczne stupy, kwiaty lotosu, krzątający się tu i ówdzie ubrani na pomarańczowo buddyjscy mnisi, dymiące się kadziła, unoszące się w powietrzu dźwięczne mantry, wierni bijący pokłony przed wizerunkiem Buddy, egzotyka i mistyka w pełnej krasie – prawdziwa tajska Tajlandia.
Picture
Picture
Picture
Picture
Picture
Picture
Bez wizyty w Phitsanulok i bez poczucia tej magii buddyzmu, naszej tegorocznej wizycie w Tajlandii z pewnością czegoś by zabrakło. Od samego przylotu do Bangkoku nie byliśmy jakoś specjalnie zainteresowani zwiedzaniem buddyjskich świątyń (m.in. z powodu upalnych temperatur i zaangażowania w wolontariaty), dlatego tym bardziej oczarowały nas one w Phitsanulok, gdzie mogliśmy spędzić w ich otoczeniu więcej czasu i w zacisznym miejscu odetchnąć od natłoku wrażeń z ostatnich dni.

Niedaleko stacji kolejowej jest jeszcze jedno miejsce, którego nie mogliśmy nie odwiedzić, będąc w Phitsanulok. Nocny bazar. Jak na możliwości Tajlandii jest to raczej mały, zwyczajny i zupełnie nieszczególny nocny bazar, jakich wiele w całym kraju. Dla nas ma on jednak znaczenie wyjątkowe, ponieważ dwa lata temu był to nasz pierwszy w życiu „night market” na jaki kiedykolwiek trafiliśmy w Tajlandii.
Picture
W drodze...
Po całym dniu spędzonym we wciąż upalnym Phitsanulok, wyruszyliśmy w dalszą drogę na północ. Znów toczyliśmy się od rana do wieczora, najpierw pociągiem, później piętrowym autobusem, by na koniec dnia dojechać do Chiang Rai – ostatniego miasta na naszym tajlandzkim szlaku. Pogoda była nieco przyjemniejsza niż w Trat czy w Pak Thong Chai, jednak, mimo górskiego otoczenia, wciąż wystarczająco nieznośna, by chciało się cokolwiek. Pierwszego wieczoru, zaraz po przyjeździe, na dużej scenie koło nocnego bazaru, mogliśmy podziwiać pokaz tradycyjnego tajskiego tańca w wykonaniu tradycyjnie ubranych tancerek. Niemniej jednak oprócz zwiedzenia popularnej miejscowej atrakcji, jaką jest tzw. „Biała Świątynia”, miasto Chiang Rai było dla nas głównie bazą noclegową przed wyjazdem do Laosu. Mieliśmy co prawda jeszcze w tym mieście do odebrania na poczcie ważny list z Polski, ale nie dotarł.
Picture
"Biała Świątynia" w Chiang Rai
Pożegnaliśmy Tajlandię, nasz pierwszy w tej podróży azjatycki kraj. Aby drogą lądową dotrzeć do Chin, musieliśmy najpierw odwiedzić Laos, państwo, po którym podróżowaliśmy już dwa lata temu. Wtedy spędziliśmy w nim miesiąc. Jednak tym razem podróż przez Laos potraktowaliśmy bardziej jako tranzyt do Chin, ponieważ chiński zegar wizowy tyka nam już właściwie od momentu złożenia wniosków w chińskiej ambasadzie w Warszawie (ważność wizy liczy się od dnia złożenia dokumentów).

Główna droga z Tajlandii do Chin łącząca laotańskie przejścia graniczne, z których mogą korzystać obcokrajowcy, liczy niecałe 200 km. To była nasza trasa przez Laos. Z Chiang Rai do przygranicznego tajskiego miasteczka Chiang Khong dojechaliśmy autobusem. W tym samym miejscu przekraczaliśmy granicę do Laosu dwa lata temu
. Wtedy konieczna była przeprawa rozklekotaną łodzią przez Mekong na drugą stronę granicy, co całej zabawie dodawało uroku i egzotyki. Dziś stoi tu betonowy most, a prowizoryczne „budki” celników zostały zastąpione masywnymi gmachami celnymi. Jak widać, pewne rzeczy znikają bezpowrotnie...
Picture
Przez Mekong do Laosu
Po przekroczeniu granicy krajobraz zmienił się całkowicie. Murowane domy zastąpiły bambusowe i drewniane chaty, zmalała liczba samochodów i motorynek, pogorszył się stan dróg, życie dookoła zauważalnie zwolniło tempo. Zrobiło się tak jakość puściej, ciszej i spokojniej. Oto Laos. Północny Laos. Jeśli Tajlandia jest egzotyczna... to północny Laos jest egzotyczny do kwadratu.
Picture
Północny Laos
Po poprzedniej podróży do Laosu nie mieliśmy już złudzeń odnośnie tego, jak bardzo jest on zalany zagranicznymi turystami. Planując tym razem podróż przez ten kraj, chcieliśmy uniknąć największych turystycznych enklaw. Takich jak na przykład Luang Namtha, największe miasto na północy, które akurat leżało na naszej trasie. Wybór padł więc na „miejsce nic” na mapie kraju, a konkretnie na „miasteczko” Vieng Phouka. Słowo „miasteczko” w tym przypadku nie oddaje w pełni obrazu sytuacji. W większości europejskich krajów byłaby to po prostu bardzo mała wieś.

Jak na bardzo małą wieś przystało, można w niej znaleźć przynajmniej cztery noclegownie. Ze znalezieniem miejsca do spania nie było więc problemu. Własny domek w stylu „bungalow”, z hamakiem na werandzie i widokiem na rzekę był dla nas świetnym miejscem na relaks. Mogliśmy obserwować jak w ciągu dnia toczy się życie przy rzece. Mieszkańcy okolicznych domostw przychodzili tam prać swoje rzeczy (tak, tak, dla niektórych pralka to nietutejszy luksus), myć się (prysznic lub wanna - patrz nawias z pralką), myć zęby, łowić ryby czy szukać z latarką po nocy niezidentyfikowanych przez nas bliżej rzeczy lub stworzeń. Wieczorami nasłuchiwaliśmy odgłosów pobliskiej dżungli i oglądaliśmy niesamowite spektakle... Na całkowicie czarnym tle lasu przepięknie migotały dziesiątki świetlików.

W Vieng Phouka można nawet znaleźć „restaurację” z menu po angielsku. Słowo „restauracja” znów nie jest w tym przypadku do końca adekwatne. Po złożeniu zamówienia osoba z obsługi bez zbędnego pośpiechu wsiadła na motor i pojechała dopiero na bazar kupić składniki do przygotowania zamówionego przez nas posiłku. Po jej powrocie rozpoznaliśmy w niesionej siatce jedzenie, które odpowiednio przyrządzone, znalazło się po chwili na naszych talerzach. Oto laotański styl. Opisana powyżej sytuacja idealnie wpasowuje się na naszą listę „Chyba tylko w Laosie”.

Obcokrajowcy zatrzymują się w Vieng Phouka zwykle z dwóch powodów. Pierwszy: żeby będąc w trasie (np. rowerzyści lub załatwiający biznesy na okolicznych plantacjach Chińczycy) znaleźć nocleg – po kilkadziesiąt kilometrów w każdą inną stronę może być z tym problem. Drugi: żeby wyruszyć na trekking z przewodnikiem po okolicznych górskich obszarach. Oczywiście przed przyjazdem tego nie wiedzieliśmy - Vieng Phoukę jako miejsce naszego postoju wybraliśmy po prostu „na strzał”. Decyzję o tym, że i my wybierzemy się na taki trekking z przewodnikiem, podjęliśmy spontanicznie, będąc już na miejscu.
Picture
Trekking do wiosek mniejszości etnicznych
Naszym ostatnim przystankiem przed wjazdem do Chin musiała być jednak Luang Namtha, największa i najbardziej turystyczna miejscowość północnego Laosu. Powody były dwa. Właśnie stamtąd odjeżdżał nasz bezpośredni autobus do chińskiego Jinghong, a poza tym chcieliśmy jeszcze przed opuszczeniem Laosu złapać nieocenzurowany Internet (w tym momencie mamy już zablokowany dostęp do takich „zachodnich diabłów” jak Facebook, Youtube i wszystkie produkty Google, w tym m.in. Google Maps, Google Play i poczta Gmail).

Sześćdziesiąt kilometrów między Vieng Phouka, a Lunag Namtha było doskonałym dystansem, żeby wypróbować w Laosie działanie autostopu. Okoliczności sprzyjały nam tym bardziej, że do odjazdu lokalnego autobusu mieliśmy jeszcze z półtorej godziny. Na optymistyczny scenariusz autostopowy się jednak nie zanosiło. Głównie dlatego, że ruch uliczny na drodze krajowej, nie licząc oczywiście motorynek, był niemal zerowy. Jeśli już jechało coś dużego, to były to raczej ciężarówki. Nawet na nie nie machaliśmy. Z góry wykluczyliśmy je jako potencjalne okazje, po tym, jak na około 100 kilometrowym odcinku w drodze do Vieng Phouka widzieliśmy w różnych miejscach łącznie trzy przewrócone ciężarówki.
Picture
Bardzo się więc cieszyliśmy za każdym razem, gdy tylko na horyzoncie pojawiał się jakiś samochód osobowy. Długo jednak nikt się dla nas nie zatrzymywał. Gdy w końcu nadszedł ten moment, okazało się, że kierowca żąda opłaty za przejazd. Pewnie nawet byśmy pojechali, gdyby facet był bardziej skory do negocjacji. Gdy tylko zaproponowaliśmy trochę niższą cenę, obrócił się na pięcie i pojechał bez słowa. Szczęście uśmiechnęło się do nas niedługo później...

Lepszego autostopu nie mogliśmy sobie wymarzyć. Jazda w bagażniku pick-upa rzez góry i dżungle północnego Laosu to najlepsza autostopowa opcja jaka mogła nam się przytrafić. Drogi w północnym Laosie należą według nas do najpiękniejszych krajobrazowo dróg w całej Azji Południowo-Wschodniej, a my mieliśmy tą niesamowitą możliwość, by delektować się z bliska fantastycznymi widokami, czując we włosach laotański wiatr. W takich chwilach człowiek czuje prawdziwą wolność. Między innymi dla takich chwil warto podróżować...
Picture
Podróż w bagażniku pick-upa
Picture
Autostopem po drogach północnego Laosu...
W ten sposób dojechaliśmy do Luang Namtha. Był to nasz ostatni przystanek w drodze do Chin. To właśnie Chiny były magnesem, który do dalekiej Azji przyciągał nas najbardziej. Po pierwszej podróży do tego kraju czuliśmy pewnego rodzaju niedosyt. Byliśmy w Chinach za krótko, zobaczyliśmy i przeżyliśmy jeszcze zbyt mało. Byliśmy wtedy zupełnie niedoświadczonymi podróżnikami. Co innego nas wówczas interesowało, co innego fascynowało. Dzisiaj jest inaczej. My jesteśmy inni. Inne są nasze cele, priorytety i dążenia. Wróciliśmy więc do Chin by odkryć je na nowo, by poznać je głębiej, by przeżyć je pełniej. Otwieramy więc kolejny rozdział naszej podróży. Rozpoczynamy podróż przez Chiny.


Paweł
3 Comments
Krzysztof Z.
29/5/2015 04:23:22 am

W końcu jakiś wpis...
Co kilka dni sprawdzam czy coś napisaliście. Przypuszczam, że w Chinach przy cenzurowanym Internecie będzie to utrudnione. Życzę udanej podróży, Krzysztof

Reply
Katarzyna Kasztelan Przybylska link
29/5/2015 06:59:25 pm

Witajcie znowu, dziękuję Magda za to że mogę znowu być z Wami
w Azji.

Magda bardzo interesuje mnie wiedza o ludziach, chciałabym lepiej zrozumieć mentalność ludzi ich Azji i ich wartości. Czy są róznice ?

Reply
Magda
1/6/2015 11:55:39 pm

Dziękujemy za komentarz i miłe słowa.

Mentalność Chińczyków różni się w wielu aspektach od naszej europejskiej i jest to bardzo interesujące zagadnienie. Jednak trudno cokolwiek napisać o tym w jednym komentarzu, gdyż to raczej temat na obszerną pracę naukową :)

Pozdrawiamy z południowego Junnanu.

Reply

Your comment will be posted after it is approved.


Leave a Reply.

    Obraz
    Kącik Kolejowy

    Obraz
    Skarbiec Kultur

    Obraz
    Egzotyczne Wioski



    Popularne wpisy:

    • Stacja Dżungla
    • Zapomnieć czas
    • Pociągi w Chinach
    • Przyjaciele z Borneo
    • Na kambodżańskiej wiosce
    • Transport w Laosie
    • Smak Indii w sercu Brunei
    • Co w plecakach mamy
    • Laotańskie górskie wioski
    • Tajemnicze sanktuarium
    • Wietnamska kawa
    • Zamieszani w dziwne przedsięwzięcie
    • Podróże autostopowe
    • Birmańskie wioski

    Kategorie wpisów:

    All
    Birma
    Borneo
    Brunei
    Chiny
    Czarnogóra
    Indie
    Indonezja
    Kambodża
    Laos
    Litwa
    Łotwa
    Malezja
    Norwegia
    Polska
    Przygotowania Do Podróży
    Rosja
    Rozmaitości
    Rozmaitości
    Singapur
    Tajlandia
    Tybet
    Wietnam

    Wpisy wg miesięcy:

    September 2015
    August 2015
    July 2015
    June 2015
    May 2015
    April 2015
    March 2015
    December 2014
    November 2014
    October 2014
    August 2014
    June 2014
    April 2014
    March 2014
    February 2014
    January 2014
    December 2013
    November 2013
    October 2013
    September 2013
    August 2013
    July 2013
    June 2013
    May 2013
    April 2013
    March 2013
    February 2013
    January 2013
    December 2012
    November 2012
    October 2012
    September 2012

Powered by Create your own unique website with customizable templates.