Nasz pobyt w Chiang Mai przypadł akurat w czasie Chińskiego Nowego Roku. Jest to najważniejsze święto w kalendarzu Chińczyków. Rok 2012 był rokiem Smoka, a rozpoczynający się 2013 to rok Węża. Zgodnie z wierzeniami, przed rozpoczęciem świętowania należy generalnie wysprzątać dom, aby wygonić z mieszkania złe duchy i pecha, a przygotować miejsce na szczęście w nadchodzącym nowym roku. Świętuje się z rodziną, a potem w szerszym gronie z przyjaciółmi. Obchody trwają aż dwa tygodnie, a najważniejszym dniem jest wigilia Nowego Roku.
Słyszeliśmy od naszych chińskich znajomych, jak ciężko się w tym czasie podróżuje po kraju. Wielu młodych Chińczyków mieszka i pracuje w wielkich metropoliach, a na czas świętowania, każdy chce wrócić w swoje rodzinne strony. Pierwsze 3 dni Chińskiego Nowego Roku są wolne od pracy. Dlatego na kilka dni przed, zaczynają się prawdziwe wędrówki ludów. Bilety na pociąg są wykupywane już wiele tygodni wcześniej. Gdy podróżowaliśmy pociągami po Chinach i tak zawsze były one przeludnione, dlatego naprawdę trudno sobie wyobrazić, że może być jeszcze gorzej.
Będąc w północnej Tajlandii w Chiang Mai, mieszkaliśmy w pobliżu Chinatown (dzielnicy chińskiej). Mieliśmy zatem okazję uczestniczyć w ulicznych obchodach tego święta. Wzdłuż wszystkich ulic pozawieszane były kolorowe czerwone lampiony. Drzwi prawie wszystkich domów przyozdobione były czerwonymi naklejkami, które mają przynieść „fu”, czyli szczęście. Świętujący na ulicach Chińczycy ubrani byli w odświętnie stroje w kolorze czerwonym, który symbolizuje szczęście, powodzenie i miłość.
Przechadzając się ulicami Chinatown, przyglądaliśmy się straganom rozlokowanym wzdłuż ulic. Były one wypełnione najróżniejszymi przekąskami, nie tylko specjałami chińskimi, ale także indyjskimi, japońskimi, włoskimi (pizza, która smakowała zupełnie inaczej niż ta w wydaniu europejskim) oraz oczywiście tajskimi. Po obu stronach ulicy stały straganiki, na środku poustawiane były plastikowe stoły i krzesła, przy których siedzieli biesiadujący z kupionymi przekąskami ludzie, a między tym wszystkim przemieszczały się tłumy. Byli nie tylko Chińczycy, ale także Tajowie i turyści którzy przybyli, żeby zobaczyć te obchody. Przy dźwiękach muzyki i w gwarze przechodniów spacerowaliśmy także i my. Na jednej z ulic była ustawiona scena, na której odbywały się między innymi wybory chińskiej małej miss. Widzieliśmy też wesoły, bębniący i hałasujący talerzami smoczy korowód.
W tym roku witaliśmy więc Nowy Rok podwójnie. A ponieważ byliśmy w tym czasie w buddyjskiej Tajlandii, to mieliśmy także okazję żyć w roku 2556. W kraju Tajów oficjalnie funkcjonującym kalendarzem, obok naszego gregoriańskiego, jest kalendarz buddyjski, w którym lata liczy się od daty śmierci Buddy. Zatem na czas pobytu w Tajlandii, musieliśmy zrobić szybki przeskok w czasie z roku 2013 do roku 2556.
Magda