Bardzo chcieliśmy spędzić ten czas wśród lokalnych mieszkańców. Dzięki zaproszeniu sympatycznego Malaja Ahmada, święto Hari Raya spędziliśmy razem z nim i jego rodziną w mieście Ipoh. Już wcześniej mogliśmy poczuć, że zbliża się coś wielkiego. W Kuala Lumpur na ponad tydzień przed obchodami, w sklepach trwało szaleństwo zakupów. Hasło „Hari Raya” krzyczało z bilbordów oraz okazjonalnych opakowań produktów. Z głośników w supermarketach i autobusach, mogliśmy słuchać piosenek, w których, mimo, że nie rozumieliśmy o czym są, mogliśmy wyłapać słowo klucz: „Hari Raya”. Na kilka dni przed tym wydarzeniem Kuala Lumpur było najpierw mega zatłoczone. Poruszanie się po mieście wymagało naprawdę wielkiej cierpliwości. Tuż przed „dniem zero” miasto zaczęło się wyludniać. Około 70% mieszkańców stolicy Malezji to ludzie, którzy pracują tam, jednak nie są rdzennymi mieszkańcami. Dlatego w całym kraju odbywają się „wędrówki ludów” nazywane tu powszechnie balik kampung (powrót na wioski). Wszyscy wracają do swoich rodzin. Drogi wyjazdowe z miasta były oblężone. Wykorzystaliśmy sytuację i na fali powrotów zabraliśmy się autostopem do Ipoh.
Na obchody Hari Raya wszyscy Malajowie zakładają tradycyjne stroje. Baju Melayu to strój dla panów. Składa się on z koszuli oraz spodni, najczęściej w tym samym kolorze. Wokół bioder owija się songket. Jego poprawne założenie to nie lada sztuka, ponieważ trzeba go owinąć tak, żeby trzymał się i nie zsuwał. Do tego obowiązkowe jest nakrycie głowy. Na kobiety czeka Baju Kurung. Jest to luźny dwuczęściowy strój. Składa się ze spódnicy sięgającej do kostek i długiej bluzki bez kołnierza z długim rękawem. Do tego hidżab na głowie. Pierwszego popołudnia po naszym przyjeździe do Ipoh, otrzymaliśmy od Ahmada wspaniały prezent, którym były właśnie takie tradycyjne stroje. Byliśmy zatem w pełni gotowi, aby następnego dnia rozpocząć świętowanie.
Tradycją muzułmanów w Malezji podczas Hari Raya jest organizowanie „open house”, co znaczy „otwarty dom”. Tłumaczenie bardzo dobrze oddaje ideę. Chodzi bowiem o to, że dana osoba, obwieszcza rodzinie, przyjaciołom, sąsiadom, że organizuje „open house”. Przez cały dzień dom stoi otworem dla wszystkich przybyszów. Może przybyć także ktoś obcy, na przykład znajomy znajomego, jak to było w naszym przypadku.
Kolejną tradycją są podarki. W Malezji dzieci otrzymują symboliczne sumy pieniędzy od rodziców lub starszych członków rodziny. Pieniądze zapakowane są w dekoracyjnie ozdobione koperty. Jest to zwyczaj charakterystyczny właśnie dla Malezji, nie związany z religią. Został on zapożyczony z chińskiej tradycji wręczania dzieciom pieniędzy w czerwonych kopertach na chiński nowy rok. Pokazuje to, że Malezja naprawdę jest krajem różnorodnych i przenikających się kultur. Nie do końca akceptowanym przez wszystkich zwyczajem jest odpalanie fajerwerków. Już kilka dni wcześniej słyszeliśmy pojedyncze huki petard. Natomiast w pierwszy dzień święta kolorowe pokazy podziwialiśmy wieczorem na niebie.
Drugiego dnia odwiedziliśmy dom przyjaciela Ahmada. Ojciec przyjaciela w przeszłości zajmował ważne stanowisko w międzynarodowej korporacji, dlatego oprócz Malezyjczyków było tam także wielu obcokrajowców. Impreza odbywała się na zewnątrz. Stoły uginały się od różnorodnych pyszności. My byliśmy tak objedzeni, że nie było nam dane spróbować wszystkiego. Prawdziwą furorę zrobiły torty. Wszystkie dziesięć sztuk zostało przygotowane przez jedną kobietę. Jak nam powiedziała, zajęło jej to pełne dwa dni.
Czas świętowania Hari Raya zapamiętamy przede wszystkim jako pyszne jedzenie w ogromnych ilościach, do których zdecydowanie nie jesteśmy przyzwyczajeni. Poczuliśmy klimat radości związany z rodzinnymi spotkaniami. W odwiedzonych przez nas domach zawsze było tłoczno, gwarnie i wesoło.
Magda