Podjęliśmy wyzwanie zmierzenia się z Pekinem wysiadając po ponad 30 godzinach jazdy pociągiem o 23:30 na stacji Beijing North, czyli daleko od centrum. Nikt na nas nie czekał, nie mieliśmy nawet zarezerwowanego noclegu, gdyż planowaliśmy znaleźć coś niedalko dworca. Pomyśleliśmy, że jakoś to będzie… no i było bardzo ciekawie. We wszystkich pobliskich noclegowniach nie było wolnych miejsc. Tak więc, mimo usilnych poszukiwań, nie znaleźliśmy żadnego noclegu. Wyruszyliśmy zatem na długodystansową nocną wędrówkę w kierunku centrum. Marsz przez miasto pomógł nam nie zasnąć. Około godziny 3:00 dotarliśmy do placu Tian'anmen i mieliśmy okazję zobaczyć serce Chin, jakie niewielu turystów ma okazję podziwiać. Było pusto! Pierwszej nocy widzieliśmy więc taki Pekin, który z pewnością nie zawiera się w kanonie oferty przeciętnych biur podróży.
Pekin w ciągu dnia to niesamowicie zatłoczone miasto. Tłum na ulicy, tłum na przejściu, tłum w metrze, ludzie, ludzie, ludzie. Wszystko co przeczytałam i czego nie mogłam sobie wyobrazić przed przyjazdem do Chin okazało się prawdą. Chińczycy są strasznie głośni, przechodzenie na zielonym świetle jest tak samo ryzykowne jak przechodzenie na czerwonym, notorycznie łamane są przepisy ruchu drogowego - obowiązuje zasada silniejszego, tzn. samochód, motor, rower, no i na końcu piesi, a jazda pod prąd na ruchliwej ulicy nie jest rzadkością.
Już pierwszego dnia musieliśmy przejść na język migowy, żeby kupić coś do jedzenia. Nie wiadomo co zjeść, nie wiadomo jak to kupić. Najbezpieczniejszy był ryż z warzywami, byle nie był za ostry. Każde mięso podejrzewaliśmy o bycie za życia psem lub szczurem. Wszystkie restauracje, które mają menu w języku angielskim, mają kilkakrotnie wyższe ceny, niż jadłodajnie dla lokalnych mieszkańców. Najtaniej jest żywić się na ulicy. Przeciętna jadłodajnia na ulicy to kuchnia w blaszaku oraz stoły i krzesła porozstawiane na chodniku. Po sprawdzeniu jak po chińsku jest ryż, pokazaliśmy palcem na cenniku, że chcemy ryż z warzywami, dwa razy dostaliśmy zupę z makaronem. Dopiero później nasza zagadka wyjaśniła się – wprawdzie w zamówionej zupie z makaronem było słowo ryż, ale oznaczało ryż jako surowiec. To znaczy, że makaron w zupie był wytworzony z ryżu, a ryż gotowany to zupełnie inne słowo. No tak, teraz już będziemy wiedzieć. Dwa razy zdarzyło nam się, że na cenniku były zdjęcia potraw - to znacznie ułatwiło sprawę.
Podziwianie dorobku kulturowego Pekinu jest dość męczące, najlepiej być wcześnie rano lub późnym popołudniem, aby móc się przecisnąć między tłumem. Postanowiliśmy nie poświęcać zbyt dużo czasu na zwiedzanie najpopularniejszych atrakcji, żeby mieć czas zagłębić się w zwykłe małe uliczki, patrzeć jak toczy się pekińskie życie.
Będąc w Pekinie koniecznie chcieliśmy zobaczyć Wielki Mur Chiński. Wybraliśmy część muru w oddalonym o 70 km od stolicy Badaling, do którego bardzo łatwo można dojechać pociągiem. Wyruszyliśmy o 5 rano, żeby wyprzedzić wielkie tłumy na wielkim murze. Nie jest ani trochę przereklamowany. Zrobił na nas ogromne wrażenie, gdy tylko udało się nam uciec z części muru najbardziej obleganej przez turystów. Naprawdę warto. Po męczącym Pekinie wspaniale było poczuć świeże górskie powietrze.
W ostatnim dniu naszego pobytu w Pekinie zaczął padać śnieg, to był znak, że trzeba uciekać na południe, spędzić kolejne 30 godzin w pociągu i zobaczyć zupełnie inne Chiny.
Magda