O legendarnym pochodzeniu imperium, czasach jego świetności oraz prawdopodobnych przyczynach upadku można przeczytać naprawdę wiele w przewodnikach, książkach czy choćby w Internecie. Trudno natomiast dowiedzieć się więcej o teraźniejszym obliczu Angkoru. Jaki jest on współcześnie? Co nas zaskoczyło w tym tętniącym życiem miejscu?
Angkor i miasto Siem Reap, które jest bazą wypadową do zwiedzania świątyń, to zupełnie inna Kambodża, niż ta, którą dotychczas widzieliśmy. Już na początku, gdy przyjechaliśmy do Siem Reap, uderzyła nas ogromna liczba luksusowych hoteli, sklepów światowych marek czy ekskluzywnych restauracji. Lecz przecież nie ma co się tak dziwić. Angkor Wat to symbol i duma Kambodży, prawdopodobnie ważniejszy dla jej mieszkańców niż wieża Eiffla dla Francuzów. Znalazł swoje miejsce pomiędzy dwoma poziomymi niebieskimi pasami na czerwonym tle flagi państwa. Historia wspaniałego Angkoru przyciąga corocznie w to miejsce ponad 2,5 miliona turystów, a wydawane przez nich pieniądze stanowią ponad połowę dochodów z całej turystyki Kambodży.
Największy biznes kręci się wokół dwóch najpopularniejszych świątyń: Angkor Wat i Angkor Thom. Niestety ciężko odnaleźć w tych miejscach tajemnice przeszłości i ducha dawnych czasów, za to można się tam poczuć jak w parku rozrywki. Wokół świątyń jest możliwość przejażdżki na słoniu, jak dawny władca khmerski, a na turystów z zasobnym portfelem czekają nawet takie atrakcja jak loty balonem lub helikopterem nad Angkorem.
Na szczęście można odnaleźć też miejsca, w których panuje spokój i w nich przenieść się wyobraźnią w odległe czasy. Wiedzieliśmy, że nie odwiedzimy wszystkich świątyń podczas jednego dnia. Aby dogłębnie zwiedzić cały kompleks potrzeba kilku dni. Dlatego trasę zaplanowaliśmy tak, aby wyciągnąć z wizyty jak najwięcej dla siebie. Naszą wyprawę zaplanowaliśmy jako wycieczkę rowerową o łącznej długości 40 kilometrów ze zwiedzeniem do drodze wybranych świątyń.
Nie byliśmy oryginalni wstając o 4:30 rano, aby zdążyć przed największymi tłumami oraz by obejrzeć słynny wschód słońca nad Angkor Wat. Warto było wcześnie wstać, ale akurat nie dla wschodu słońca i jest on moim zdaniem trochę przereklamowany. Nie zachwycił nas tak bardzo, jak prezentują to niektóre artystyczne zdjęcia. Żadne przewodnikowe fotografie Angkor Wat nie ujmują hałasujących, dzikich turystycznych tłumów, walczących o najlepsze miejsce do zrobienia zdjęcia, chcących uchwycić świątynię w najpopularniejszym kadrze z sadzawką.
Postanowiliśmy wrócić do Angkor Wat na koniec dnia, a od rana wyruszyliśmy na tzw. dużą pętlę, by dotrzeć do tych spokojniejszych miejsc - świątyń położonych na uboczu. Po niejednych doświadczeniach rowerowych na piaskowych, kurzących się drogach, jazda rowerami po asfalcie, pomiędzy świątyniami, oddalonymi od siebie zazwyczaj o 2-3 kilometry, była czystą przyjemnością. Ilość budowli, rozmaitość stylów, ogromna powierzchnia całego kompleksu zabytków naprawdę robią wrażenie. Zwiedzając niektóre miejsca można poczuć się jak odkrywca dawnych dziejów i rozmyślać jakie zagadki kryją mury oraz jak wyglądało tutejsze życie tysiąc lat temu.
Po całodniowej eksploracji byliśmy zmęczeni, ale zadowoleni z wycieczki. Późnym popołudniem dotarliśmy z powrotem do Angkor Wat. Wciąż były tam tłumy, lecz nie tak wielkie jak o poranku i mogliśmy w spokoju podziwiać piękno najważniejszej świątyni. Angkor Wat naprawdę zachwyca. Zostaliśmy prawie do zachodu słońca. Wraz z nami odjeżdżali do swoich domów okoliczni handlarze i wszystkie te osoby, którym bliskość świątyń pozwala się utrzymać.
Przeżyliśmy jeden dzień w rytmie Angkor i wyruszyliśmy dalej. A tam, w miejscu, które zostawiliśmy za sobą, każdego kolejnego dnia, wraz ze wschodem słońca, całe szaleństwo Angkoru zaczyna się od nowa.
Magda