Malezja należy do krajów wysoko rozwiniętych. Zachodnia część półwyspu malajskiego jest bardzo zurbanizowana: dużo miast i gęsta sieć autostrad. Sabah był dla nas bardziej egzotyczny: wspaniałe lasy deszczowe, malutkie wioski, spokojniejsze, leniwe tempo życia. Słyszeliśmy wcześniej, że wschodnia część półwyspu Malajskiego bardzo różni się od zachodniej. Mniej tam miast, więcej zieleni, lasów tropikalnych, plantacji palm olejowych, jezior. Sprawdziliśmy to i udało nam się dotrzeć do kilku naprawdę ciekawych miejsc.
Wioska rybacka Tanjung Lumpur
W pobliżu miasta Kuantan znajduje się malutka wioska rybacka. Zamieszkują ją głównie Malajowie, którzy mieszkają tam w drewnianych tradycyjnych domach. Odwiedzając to miejsce, w którym czas płynie bardzo powoli, mogliśmy obserwować rybaków pracujących na kutrach przy połowie ryb z Morza Południowo-Chińskiego. W ciągu dnia we wiosce panuje spokój i cisza. Życie toczy się leniwie. Rybacy oprócz ryb pozyskują także owoce morze. Wieczorami, a głównie w weekendy, wybrzeże zaczyna tętnić życiem. Do okolicznych restauracyjek zjeżdżają się mieszkańcy Kuantan, żeby przy wieczornej morskiej bryzie spędzać przyjemnie czas i zajadać się świeżo złowionymi i przyrządzonymi morskimi smakołykami.
Głęboko w lesie, można by rzec pośrodku niczego, leży miasteczko otoczone dżunglą. Zadziwił nas fakt, że prowadzi do niego asfaltowa droga. Jednak tuż za miasteczkiem, droga się urywa. Dalej tylko las. Skąd wzięło się to miasteczko pośrodku dżungli? Odpowiedź otrzymaliśmy, gdy zagłębiliśmy się w historię Sungai Lembing. Za czasów kolonii brytyjskiej było ono jednym z największych na świecie ośrodków wydobywania cyny. Obecnie, od prawie 30 lat kopalnia jest zamknięta. Niegdyś zapewne tętniące życiem, dziś spokojne, ciche, jakby martwe. Mieszkają w nim głównie starsi ludzie, w większości Chińczycy. Wiele starych drewnianych domów stoi opustoszałych. Natomiast na obrzeżach miasteczka, na zboczach gór porośniętych lasem tropikalnym, powstają nowe pensjonaty. Lokalni mieszkańcy przyjeżdżają tu często w weekendy spędzać czas na łonie natury. Będąc w miasteczku spotkaliśmy także rdzennych mieszkańców, potomków ludów, które zamieszkiwały te rejony jeszcze zanim przybyli do nich Malajowie. Bardzo wyróżniają się wyglądem zewnętrznym. Mają ciemną cerę, kręcone włosy i szersze nosy. Obecnie rząd Malezji stara się zachęcić ich do życia we współczesnym społeczeństwie. Jednak oni wolą życie z dala od miast i cywilizacji. Trudnią się głównie rybołówstwem i mieszkają w lasach. Podczas spaceru po Sungai Lembing przeszliśmy długim wiszącym mostem na drugą stronę rzeki do pobliskiej wioski. Doszliśmy też do wzgórza, na którym położony był cmentarz chiński. Właśnie ten cmentarz dodatkowo sprawił, iż poczuliśmy, że czasy świetności miasteczka minęły bezpowrotnie.
Jezioro Kenyir położone jest około 10 kilometrów od niewielkiego miasteczka Kuala Berang. Jest malowniczo usytuowane. Otoczone jest tropikalną dżunglą, a w oddali widać góry. Pojechaliśmy tam razem z naszym nowo poznanym znajomym Nizamem, do miejsca gdzie znajduje się jego hodowla ryb. Położona ona była trochę dalej od brzegu, dlatego aby do niej dotrzeć potrzebna była motorówka. Dotarcie od brzegu do miejsca hodowli zajęło nam kilka minut. Na miejscu pomagaliśmy Nizamowi w karmieniu ryb. Paweł także w wyławianiu ich i selekcjonowaniu. Chodząc po kołyszącej się niepewnie konstrukcji drewnianych i metalowych pomostów zajmowaliśmy się rybnymi sprawami. Cała konstrukcja utrzymuje się na wielkich plastikowych beczkach, a do niej dołączone są trzy chatki, które tak samo dryfują po jeziorze. Domy żyją swoim życiem. Gdy tylko liny trochę się poluzują, domy zaczynają dryfować w sobie tylko znanym kierunku. Byliśmy świadkami, jak sąsiednia chatka zaczęła odpływać. Rybak wziął motorówkę i przestawił niesforny dom na miejsce, po czym przywiązał go mocniej.
Największą atrakcją było to, że mogliśmy zostać tam na noc i spać w domu na wodzie. Wzięliśmy ze sobą zapasy jedzenia i wody. Wieczorem, gdy słońce zaszło, wszelkie odgłosy jeżdżących w oddali samochodów i maszyn zamarły. Zapadła cisza. Słuchaliśmy niosących się po wodzie odgłosów dżungli. Rozłożyliśmy na podłodze bambusową matę do spania i nasze śpiwory. Nie było prądu, wiec zapaliliśmy lampę naftową. W nocy dochodziły nas różne nieznane odgłosy. Gdy tylko zawiał wiatr cała konstrukcja zaczynała się kołysać i skrzypieć. Następny dzień spędziliśmy „na wodzie”, gdzie odpoczywaliśmy i cieszyliśmy oczy widokami otaczającego nas dosłownie ze wszystkich stron jeziora.
Magda