Po raz drugi w naszej podróży dotarliśmy do stolicy Malezji. Tym razem zatrzymaliśmy się bardzo daleko od centrum miasta, w północno-zachodniej części aglomeracji Kuala Lumpur. Przypadkowy ciąg zdarzeń sprawił, że właśnie w tym miejscu, znaleźliśmy się pośrodku egzotycznych i niezrozumiałych dla nas rytuałów. Uczestniczyliśmy w uroczystości, podczas której, w tradycyjny sposób, świętowano pierwszą miesiączkę jednej z córek w pewnej hinduskiej rodzinie.
W czasie oczekiwania mieliśmy okazję podpatrywać ostateczne przygotowania domowników. Wszystkie kobiety były ubrane w pięknie zdobione kolorowe tradycyjne stroje. Z przedpokoju zostały wyniesione wszystkie meble. W kąciku został przygotowany malutki ołtarzyk. Goście powoli zaczynali się schodzić. Przed domem unosiły się zapachy specjałów kuchni indyjskiej. Gdy cała rodzina w końcu się zebrała, rozpoczęły się tradycyjne rytuały. Ostatnim przybyłym i pełniącym najważniejszą tego wieczoru funkcję był wuj. Przed wejściem do domu został powitany przez czekające na niego kobiety.
| |
Nie był to koniec naszych doświadczeń związanych z hinduską kulturą. Stacjonując pod Kuala Lumpur, wybraliśmy się także do ważnego miejsca kultu wyznawców hinduizmu. Jest ono położone około 10 km na północ od Kuala Lumpur w zespole jaskiń Batu Caves. Przed wejściem do jaskiń znajduje się ogromny posąg hinduistycznego boga wojny i zwycięstwa. Do głównej z nich, nazywanej „Jaskinią Katedralną”, prowadzą schody o ponad 270 stopniach.
Przyglądając się bliżej kulturze indyjskiej, przypomniały mi się słowa opisujące Hindusów, które kiedyś przeczytałam: „To nie oni są kolorowi, to raczej my jesteśmy bezbarwni”.
Magda