Brunei jest monarchią absolutną, a władzę w nim sprawuje sułtan. Bogactwo tego państwa stanowią złoża ropy naftowej. Pierwsze wrażenie po przekroczeniu granicy to szerokie i dobrej jakości drogi. Druga ważna sprawa, której nie sposób nie zauważyć, to około trzykrotnie wyższe ceny w porównaniu z Malezją.
Obywatele Brunei mają zapewniony bezpłatny dostęp do świadczeń medycznych i darmowej edukacji. Mieszkańcy nie muszą płacić podatku od dochodów. Poza tym stawka podatku VAT również wynosi 0%. Gospodarka Brunei opiera się na ropie naftowej. Przedsiębiorstwa „naftowe” muszą odprowadzać do państwa aż 55% swoich dochodów. Ciekawostką jest fakt, że w Brunei oprócz waluty narodowej, można posługiwać się także walutą Singapuru. Dolar brunejski jest wymieniany kursem jeden do jednego na dolary singapurskie.
Naszą wizytę rozpoczęliśmy od odwiedzenia stolicy – Bandar Seri Begawan. Spacerując po mieście, czuliśmy się dość nieswojo, ponieważ byliśmy jednymi z niewielu przechodniów. Prawie wszyscy jeździli samochodami. Spacerowaliśmy zatem zupełnie pustymi chodnikami. Widzieliśmy wspaniałe meczety. Zwiedziliśmy także muzeum Royal Regalia, w którym mogliśmy zobaczyć między innymi w miniaturowych wymiarach rekonstrukcję ogromnej sali tronowej z pałacu sułtana. Wieczorem stanęliśmy przed bramą samego pałacu. A za zamkniętą bramą widzieliśmy w oddali kolejną bogato zdobioną bramę. Samego pałacu niestety nie zobaczyliśmy. Ma on prawie 1 800 pomieszczeń i niektóre jego części są tyko raz w roku udostępniane dla odwiedzających.
Sam sułtan Brunei jest zaliczany do najbogatszych ludzi na świecie. Ma on pewne bardzo ciekawe hobby: kolekcjonowanie samochodów. Jego kolekcja jest jedną z największych i najdroższych tego typu na świecie, a liczona jest w tysiącach sztuk. Według różnych źródeł zawiera od 2000 do 5000 samochodów. Zastanawialiśmy się, gdzie one wszystkie są garażowane i czy sułtan chociaż raz wybrał się każdym z nich na przejażdżkę.
Ze stolicy pojechaliśmy do drugiego największego miasta - Kuala Belait. Jak to określiła nasza znajoma, która gościła nas w Brunei, jest to miejsce, z którego przychodzą pieniądze. Spacerując wzdłuż wybrzeża mogliśmy zaobserwować w oddali platformy wiertnicze. W mieście znajdują się wielkie obszary przemysłowe. Na ulicach można spotkać pracowników w specjalnych uniformach. Widzieliśmy także sporo obcokrajowców. Wielu z nich mieszka tu na stałe i pracuje w branży naftowej.
Z Brunei pojechaliśmy odwiedzić Sarawak, kolejny stan Malezji. W związku z tym, że Sabah i Sarawak na Borneo są pod pewnymi względami bardziej niezależne niż pozostałe stany na Półwyspie Malajskim, to za każdym razem przy wjeździe i wyjeździe musieliśmy przechodzić kontrolę graniczną, a co za tym idzie zbierać pieczątki w paszportach. Na dodatek Brunei jest państwem w dwóch częściach. Fragment Malezji oddziela jedno terytorium od drugiego. Zatem jadąc do Brunei i dalej do malezyjskiego Miri, a następnie wracając do Sabahu, każdy z nas zebrał w paszporcie dodatkowych 20 pieczątek. Cóż zrobić, biurokracja musi być.
Po odwiedzeniu Brunei i w dalszej kolejności północnych rejonów Sarawaku, wracaliśmy z powrotem do Sabahu. Tym razem przez Brunei mieliśmy tylko przemknąć. Jednak po drodze wydarzyło się coś nieprzewidzianego, co zatrzymało nas tam na dłużej. Przygoda, dzięki której będąc w sercu Brunei na Borneo mogliśmy poczuć się jak w Indiach...
Magda