Stolica Malezji jest jednym z najszybciej rozwijających się miast w Azji Południowo-Wschodniej. Emanuje nowoczesnością. Wielką frajdą była dla nas jazda w pełni zautomatyzowanym metrem bez kierowcy. Sami mogliśmy poczuć się jak prowadzący pociąg, stojąc przy frontowej szybie wagonu. Podobnie jak w Pekinie czy Singapurze, olbrzymie wrażenie robi wysoka zabudowa, wielkie szklane biurowce i niezliczona ilość galerii handlowych. Poza tym spacerując ulicami odnosi się wrażenie, że miasto jest czyste, zadbane i uporządkowane.
Jeszcze przed przyjazdem do KL (tak w skrócie Malezyjczycy określają swoją stolicę) bardzo chcieliśmy uczestniczyć w pokazie tradycyjnych tańców. Biuro Promocji i Turystyki w Kuala Lumpur dwa razy w tygodniu organizuje takie taneczno-muzyczne widowisko. Słuchając wspaniałej muzyki, podziwialiśmy wybuchową mieszankę różnorodnych kolorów, rytmów i stylów malezyjskiej kultury. Cieszyliśmy oczy malajskimi układami tanecznymi, pokazami rodem z Indii i Chin oraz żywiołowymi tańcami wyspiarskimi.
Kuala Lumpur zwiedzaliśmy w naprawdę koszmarnym upale. Uciekaliśmy od jednego skrawka cienia do drugiego. Odkrywanie miasta rozpoczęliśmy od Meczetu Narodowego i Placu Niepodległości, gdzie na wysokim maszcie powiewa największa w kraju flaga Malezji. Przed wejściem do jednej z najważniejszych muzułmańskich świątyń w stolicy musieliśmy ubrać odpowiedni strój. Oprócz długich, zakrywających niemal całe ciało szat, nieodzowny był także kobiecy hidżab.
Zgodnie stwierdziliśmy jednak, że największe wrażenie zrobiły na nas bliźniacze wieże Petronas Towers. Symbol kraju majestatycznie góruje nad miastem. Widać go z wielu miejsc, także z dalekich odległości. Stojąc pod wieżami widok jest naprawdę oszałamiający. Pięter nie można policzyć, już około od dwudziestego zaczyna kręcić się w głowie. Łącznie jest ich osiemdziesiąt osiem. Na wysokości czterdziestego pierwszego i czterdziestego drugiego piętra, wieże połączone są mostem. Petronas Towers są najwyższym budynkiem na świecie zbudowanym przed końcem XX wieku. W 2004 roku zostały prześcignięte przez tajwański budynek Taipei 101, ale nadal pozostają najwyższymi bliźniaczymi budynkami na naszej planecie.
W KL nocowaliśmy u pewnego Szkota, który nas do siebie zaprosił. Peter lata swojej emerytury spędza mieszkając na dwudziestym czwartym piętrze luksusowego apartamentowca w stolicy Malezji. Popijając angielską herbatkę z mlekiem i podziwiając fantastyczną panoramę na centrum miasta, gawędziliśmy z naszym nowym znajomych o jego podróżach, których wiele odbył w swoim życiu. Jego mieszkanie było najbardziej stylowym i jednocześnie jednym z najbardziej luksusowych miejsc, w których dotychczas spaliśmy podczas naszej podróży. W jego ogromnym apartamencie znajdują się dzieła sztuki z różnych zakątków świata: wazy, rzeźby, obrazy, itp. Wieczorem mogliśmy zregenerować mięśnie racząc się kąpielą w prywatnym basenie przynależącym do apartamentowca.
Kuala Lumpur było ostatnim przystankiem na trasie naszej podróży lądowej. Zapamiętamy je jako miasto odlotowe, ponieważ na lotnisku w tym mieście przeżyliśmy pierwszy w podróży prawdziwy odlot. Pierwszy raz od ponad sześciu miesięcy wzbiliśmy się w powietrze i polecieliśmy do miejsca, do którego drogą lądową dostać się nie można (OK, można dostać się drogą morską, ale promy są bardzo drogie, w dodatku przez wymagającą od nas wiz Indonezję, więc tym razem zwyciężył czysty rachunek ekonomiczny). Otworzył się się przed nami nowy rozdział naszej podróży. Bardzo egzotyczny, trochę tajemniczy i trochę pachnący wielkimi przygodami. Rozdział pod tytułem... Borneo.
Magda, Paweł