Stolica Laosu, jak wszystkie główne miasta w kraju, położona jest nad Mekongiem i graniczy z Tajlandią, do której można dostać się przez most przyjaźni tajsko-laotańskiej. Miasto odwiedza bardzo wielu turystów. Klimat miasta, rzeczywiście jest spokojny i leniwy, ale tylko w starej jego części. Tam tłumy turystów, po zwiedzaniu miasta, odpoczywają w niezliczonych kawiarenkach lub spacerują promenadą wzdłuż Mekongu.
W mieście znajduje się wiele pięknych obiektów buddyjskich, w tym najważniejszy: stupa Pha That Luang, która jest jednocześnie symbolem Laosu. Oprócz zwiedzenia zabytków w historycznej części miasta, postanowiliśmy też wyjrzeć poza nią, żeby zobaczyć jak rozwija się Wientian. Jak grzyby po deszczu rosną biurowce i nowe inwestycje mieszkaniowe.
Na zwiedzanie miasta wyruszaliśmy zaraz po wschodzie słońca, aby choć trochę unikać największych popołudniowych upałów. Mieliśmy zatem okazję przyglądać się, jak stolica budzi się do życia. Maszerując przez miasto, już przed godziną ósmą rano, widzieliśmy koronację zawodników z całego świata, biorących udział w maratonie. Jak się potem dowiedzieliśmy, rozpoczynał się on już o godzinie czwartej nad ranem, aby zakończyć biegi przed upałem.
Ciekawym doświadczeniem było dla nas również obserwowanie porannej ceremonii ofiarowywania jałmużny mnichom buddyjskim. W Wientianie, tak samo jak w innych laotańskich miastach, każdego poranka o świcie kobiety ubrane w szarfy, ustawiają się wzdłuż chodników. Siedzą na małych krzesełkach lub klęczą. W wielu miejscach w mieście, mnisi wychodzą na ulice i idąc w kolumnie, przechodzą obok czekających już wcześniej na nich ludzi. Mimo, że zbierają jałmużnę, nie wygląda to w żadnym wypadku jak żebractwo. Mnisi, idący w kolejności od najstarszego do najmłodszego, przechodzą dumnie obok wiernych, którzy wręczają im jedzenie, środki czystości, a czasem także pieniądze.
Magda