Zatrzymaliśmy się w małej nadmorskiej miejscowości Kep, która w latach 60-tych była popularnym resortem plażowym. Niestety bieg historii sprawił, że obecnie w mieście straszy mnóstwo opustoszałych ruin dawnych willi, które zostały zniszczone w czasach Czerwonych Khmerów. Aktualnie Kep powoli odkrywany jest przez turystów na nowo. Kilka nowych hoteli kontrastuje ze zniszczonymi starymi budynkami. Oprócz odpoczywania na małej plaży, prosto z miasteczka można iść zaszyć się w dżungli Parku Narodowego Kep. Nie spotkaliśmy w nim żadnych dzikich zwierząt, ale mogliśmy podziwiać wspaniałą tropikalną roślinność. Wędrowaliśmy najpierw dość szeroką drogą, którą zamieniliśmy później w naprawdę wąską ścieżkę, stromo pod górę. Teren parku obejmuje bowiem królujące nad miastem wzniesienie, z którego rozpościera się widok na leżące u podnóża miasteczko, morze i okoliczne wioski.
Będąc w Kep wypożyczyliśmy rowery i wyruszyliśmy na poszukiwania plantacji pieprzu. Jechaliśmy kurzącymi się drogami. Po przebyciu około 15 kilometrów i zaaplikowaniu do płuc sporej dawki kurzu i pyłu dotarliśmy na miejsce. Spacerując po plantacji, odkrywaliśmy tajniki uprawiania pieprzu. Jego owoce rosną w gronach, wyglądają jak winogrona, tylko w mniejszym wydaniu - są wielkości ziarenek grochu. Pnącza, na których rosną są bardzo wysokie. Niedojrzała zielona kulka po rozgryzieniu ma bardzo intensywny i ostry smak. Podejrzeliśmy również jak rosną papryczki chili na krzakach i tropikalne drzewa owocowe.
Jakie było nasze zdziwienie, gdy pierwszego wieczoru w Kep, naszą rozmowę przerwały nagle słowa: „Ooo, mówicie po polsku”. Resztę tego i kolejny wieczór spędziliśmy na wymianie opowieści i doświadczeń z podróżnikiem z Polski, który Azję odkrywał już w czasach, gdy my byliśmy jeszcze w podstawówce. Świat jest naprawdę mały. Po pożegnaniu się w Kep i wzajemnym życzeniu sobie szczęśliwej podróży, zupełnie przypadkiem po kilku dniach spotkaliśmy się ponownie na jednej z ulic w mieście Kampot – naszej kolejnej kambodżańskiej destynacji.
Z Kampotu wyruszyliśmy dalej, aby znów zmierzyć się z rzeczywistością kolejnej malutkiej kambodżańskiej wioski.
Magda